Matka Boża Wniebowzięta

  • Wniebowziecie NMP
  • Cud nad Wisłą

Wspaniałe święto, Matki Bożej Wniebowziętej tak bardzo przypomina nam o kresie życia ludzkiego, a jednocześnie daje nam wspaniały i niedościgniony wzór życia i śmierci człowieka. Kościół na przykładzie Maryi daje nam pewność, nam prawdziwie żyjącym w Kościele, że ludzkie drogi, chociaż muszą ostatecznie przejść przez bramę cmentarza, idą dalej, idą do wieczności, do wniebowzięcia. Kres ziemskiej pielgrzymki Maryi i Jej chwalebne wniebowzięcie pięknie przedstawia i opisuje Maria z Agerdy, której Bóg odsłonił nieco więcej szczegółów z życia Matki Bożej. Oto jak opisuje Jej wniebowzięcie:

"Najświętsza Panna odwiedziła przed śmiercią wszystkie miejsca naszego Odkupiciela i pożegnała się z każdym z nich, wśród rzewnych łez i bolesnych wspomnień cierpień Jej najukochańszego Syna. Dłuższy czas spędziła na Golgocie, błagając swego Syna, aby Jego śmierć i dzieło Odkupienia odniosły pożądany skutek w duszach wszystkich odkupionych. Następnie Najświętsza Panna pożegnała się z Kościołem świętym i zostawiła swój testament.

Na trzy dni przed śmiercią Maryi, apostołowie z rozporządzenia Bożego zebrali się w miejscu Ostatniej Wieczerzy. Przybyli ze wszystkich stron świata, aby być przy śmierci Królowej. Z płaczem przyjęli wiadomość, że mają utracić swoją Matkę. Wszyscy udali się do alkowy Maryi, która otoczona niebiańskim blaskiem modliła się na klęczkach.

Kiedy wszyscy się zgromadzili, Maryja, Mistrzyni pokory upadła na kolana przed Piotrem i rzekła: Mój władco, jako najwyższego Pasterza i głowę świętego Kościoła proszę cię, abyś udzielił mi twego świętego błogosławieństwa. Przebacz twojej służebnicy, że tak mało zasłużyła się aby przejść z życia doczesnego do wiecznego. Potem Maryja upadła na ziemię i ucałowała stopy św. Piotra. Uczyniła to samo wobec Jana. W taki oto sposób Maryja pożegnała się z wszystkimi apostołami, uczniami i wiernymi, przemawiając do każdego z nich z osobna.

Gdy dokończyła ten akt macierzyńskiej troskliwości, powstała i odezwała się do całego zgromadzenia w te słowa: Moje najukochańsze dzieci! Po wszystkie czasy byłyście zapisane w mojej pamięci i w mym sercu. Zawsze kochałam was czule ową miłością i przywiązaniem, jakim natchnął mnie mój najświętszy Syn. Jego widziałam zawsze w waszych osobach, jako w tych, których mój Syn wybrał sobie na swoje sługi i swych przyjaciół. Według Jego świętej i odwiecznej woli wstępuję teraz do mieszkania wiecznego; jednak przyrzekam wam jako Matka, że tam w świetle jasności Bożej będę zawsze nad wami czuwała. Polecam wam Kościół święty, moja matkę; polecam wam uwielbienie świętego Imienia Najwyższego, rozszerzanie Jego prawa, cześć i szacunek dla słów mego Boskiego Syna, rozpamiętywanie Jego życia, męki i śmierci i postępowanie według Jego nauki. O moje dzieci, kochajcie Kościół święty! Kochajcie także siebie nawzajem z całego serca ową miłością pokoju, na którą wam zawsze zwracał uwagę wasz Mistrz. A tobie, Piotrze, najwyższy święty Pasterzu, polecam mego syna Jana i wszystkich apostołów i wiernych.

Słowa Maryi jak strzały rozpalone ogniem Bożym przeszyły i skruszyły serca apostołów i wszystkich obecnych. Wszyscy poczęli płakać i niepocieszeni w bólu padli na ziemię. Wraz z nimi płakała i Maryja. Po pewnym czasie poprosiła wszystkich, by w milczeniu modlili się z Nią i za Nią. Wszyscy tak uczynili.

Podczas modlitwy przybył w swojej chwale Jezus, a wraz z Nim przybyli wszyscy błogosławieni i nieprzeliczona liczba aniołów. Całe miejsce zajaśniało niewysłowioną wspaniałością. Zbawiciel był widzialny tylko dla niektórych apostołów, m. in. dla św. Jana, na mocy szczególnego oświecenia; reszta osób odczuwała w sercu silne działanie łaski. Muzyka aniołów była słyszalna dla wszystkich, wszyscy też odczuwali rozchodzącą się niebiańską woń.

Maryja upadła przed Panem, ucałowała Jego stopy i leżąc u nóg swego Syna wzbudziła ostatni, największy akt pokory całego swego życia. Jezus udzielił Jej błogosławieństwa i powiedział wobec wszystkich błogosławionych, że zabiera Jej duszę i ciało do nieba.

Lecz Maryja upadła przed Synem na kolana i z obliczem jaśniejącym radością prosiła, aby mogła wstąpić do żywota wiecznego przez wspólną śmierć, tak jak wszystkie inne dzieci Adama i tak jak On sam. Jezus zgodził się na tę ofiarę.

Maryja położyła się na swoim łożu, złożyła ręce i patrząc nieustannie na swego Najsłodszego Syna poczęła gorzeć ogniem miłości Bożej. Gdy aniołowie śpiewali: Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź! Bo oto minęła już ziemia…, Maryja wymówiła te same słowa, które wyrzekł Jej Syn na krzyżu: W Twoje ręce, o Panie, oddaję ducha mego! Potem zamknęła oczy i skonała. Chorobą, która Ją o śmierć przyprawiła, nie było jakiekolwiek cierpienie ciała, ale miłość. Najczystsza dusza Maryi, opuściwszy Jej dziewicze ciało, uniosła się do tronu Jej Najświętszego Syna i Maryja została posadzona na stolicy Pańskiej po prawicy Zbawiciela. Cała procesja aniołów i świętych wróciła do nieba. Dusza Maryi przeszła do nieba 13 sierpnia, w piątek o trzeciej po południu, a więc w tym samym czasie, gdy skonał Jej Przenajświętszy Syn.

Najświętsze ciało Maryi, które było świątynią i mieszkaniem żywego Boga, otoczone było światłem i jasnością, unosiła się z niego cudowna, niebiańska woń, którą napawali się wszyscy wierni odczuwając cudowną wewnętrzną słodycz. Tysiąc Aniołów Stróży, przeznaczonych do służenia Maryi, pozostało na ziemi by strzec skarbu, jakim było dziewicze ciało Matki Boskiej. Apostołowie i uczniowie płakali z boleści, a jednocześnie i z radości, że dane im było widzieć tak wielkie cuda. W wielkim zachwyceniu śpiewali hymny i pieśni pochwalne ku uczczeniu zmarłej Matki.

Następnie w uroczystej procesji, w której uczestniczyli także mieszkańcy nieba, apostołowie zanieśli ciało Maryi do doliny Jozafata i tam z wielką czcią złożyli je w grobie, po czym zamknęli grób wielkim kamieniem. Aniołowie Stróże wraz z apostołami pełnili straż przy grobie, dopóki Przenajświętsze Ciało Maryi nie zostało wzięte do nieba, a stało się to 15 sierpnia w niedzielę po północy, w tej samej godzinie, w której zmartwychwstał Pan Jezus. Wtedy to Jezus zstąpił na ziemię, prowadząc po swojej prawicy duszę Najświętszej Matki, w otoczeniu legionów aniołów i patriarchów. Przybywszy do grobu na rozkaz Pana Najświętsza Dusza Maryi wstąpiła w Jej najczystsze ciało, ożywiła je do nowego życia, nieśmiertelnego i pełnego chwały nadając mu cztery dary, które odpowiadają chwale duszy i które z duszy przechodzą na ciało, a mianowicie: jasność, nie podleganie cierpieniom, zwinność i delikatność. Wyposażona w te dary Maryja wyszła z duszą i ciałem z grobu i w uroczystej procesji, wśród niebiańskiej muzyki uniosła się od grobu do nieba."

Tak opisuje wniebowzięcie Matki Bożej Maria z Agredy. A Bóg nas uczy, byśmy swoje życie upodobniali do życia Maryi i przypomina nam o kresie naszego życia, byśmy nigdy nie zapomnieli o śmierci. Pomiędzy wszystkimi szaleństwami i złudzeniami, jakie zły duch sprowadził na świat, nie ma większego i niebezpieczniejszego niż ten, że ludzie zapominają o śmierci i o tym wszystkim, co spotka ich na sprawiedliwym sądzie surowego Sędziego.

Żyjmy więc dla nieba!

do góry

Przeżywamy kolejną rocznicę Bitwy Warszawskiej w sierpniu 1920 roku. Dzięki przenikaniu do świadomości Narodu Polskiego zatajanej przez blisko wiek prawdy o faktycznym przebiegu wydarzeń znanych jako Cud nad Wisłą coraz śmielej mówi się o udziale Bogurodzicy w zwycięstwie nad bolszewikami w Bitwie Warszawskiej, która zmieniła losy Europy i świata.

Na przełomie lipca i sierpnia 1920 r. Armia Czerwona liczyła pięć i pół miliona żołnierzy. Jej forpoczta, ośmiotysięczna rzesza bolszewików jest już na rubieżach Warszawy.

Przeciwko pięciomilionowej Armii Czerwonej polski Kościół wystawia pięć milionów modlitw! Latem 1920 r., kiedy stało się oczywiste, że walki z bolszewikami wkraczają w ostatnią fazę, trzej polscy kardynałowie inicjują modlitewny szturm do Nieba. Zwracają się do Papieża Benedykta XV: Ojcze Święty, Ojczyzna nasza od dwóch lat walczy z wrogami krzyża Chrystusowego – z bolszewikami. (…) Ojcze Święty, w tak ciężkiej chwili prosimy Cię, módl się za Polskę.

Także Episkopat szuka wsparcia u braci w biskupstwie. Wszyscy zdają sobie sprawę, że upadek Polski będzie oznaczać koniec chrześcijaństwa w Europie Środkowo-Wschodniej. Piszą więc polscy biskupi: Nie o pieniądze Was prosim, Bracia, nie o amunicję, nie o wojsko. My nie wojny pragniemy, jeno pokoju. Prosim Was dzisiaj o szturm do Boga, o modlitwę za Polskę!.

Zrządzeniem Opatrzności, a za sprawą Włocha, bł. Bartolomeo Longo (1841-1926) Polska otrzyma także wsparcie modlitewne ze strony światowego laikatu. Starszy pan z uwagą i trwogą śledził rozwój sytuacji w Polsce i postanowił pomóc naszej osaczonej Ojczyźnie, apelując do katolików całego świata o modlitewną pomoc, ponieważ: Ostatecznie modlitwa okazuje się potężniejsza od pocisków, a wiara od dywizji.

Prymas Polski i arcybiskup Warszawy nie czekają biernie na rozwój wydarzeń. Czyż Jezus nie powiedział Słudze Bożej Wandzie Malczewskiej: Nie bójcie się! W moim Sercu znajdziecie Miłosierdzie, tylko z wiarą uciekajcie się do Niego. Publiczny Akt Zawierzenia Polski Najświętszemu Sercu Jezusowemu dokonany w Warszawie (przy udziale Marszałka Piłsudskiego) zostanie powtórzony przez Prymasa Polski, ks. kard. Edmunda Dalbora 27 lipca 1920 r., w obecności Konferencji Episkopatu Polski w jasnogórskiej kaplicy Królowej Polski. W tym samym dniu Episkopat ponowi akt obrania Bogurodzicy na Królową Polski.

W dniu 6 sierpnia, w uroczystość Przemienienia Pańskiego, zostaje zainicjowana ogólnopolska nowenna w intencji ocalenia Ojczyzny. Od tej chwili cały Naród włącza się w walkę z bolszewikami, duchowo, na kolanach, z różańcem w ręku. W każdej świątyni decyzją księdza Prymasa jest wystawiany Przenajświętszy Sakrament.

Kościół Patronki Warszawy przeżywa prawdziwe oblężenie. Każdy decymetr posadzki jest zajęty. Do kaplicy Cudownego Obrazu Łaskawej Strażniczki Polski nie sposób się dostać. Ci, dla których zabrakło miejsca, klęczą na schodach i wprost na ulicy. Szczęśliwcy modlący się w ławkach godzinami okupują z trudem zdobyte miejsca. Może trochę luźniej jest nocami, ale wtedy kościół i kaplica Maryi są oblężone przez „krzyżaków”, wiernych, którzy dawnym zwyczajem modlą się z różańcem w dłoni, leżąc krzyżem na kamiennej posadzce.

Obraz Matki o łaskawym obliczu przyciąga wiernych jak magnes. Tu i tylko tu chcą prosić Maryję o ocalenie bliskich walczących na froncie. Właśnie tu lud stolicy chce powierzyć Maryi losy swoich bliskich. Dzieje się tak, ponieważ warszawianie od przeszło 250 lat wiedzą, że ich Patronka jest niezawodną Tarczą i Obroną zarówno miasta, jak i ludu. Warszawa wierzy, że jak w 1652 roku, a potem jeszcze wiele, wiele razy, tak i teraz Maryja Łaskawa ocali miasto oficjalnie Jej pieczy powierzone.

W dowód wdzięczności rajcowie jednogłośnie obwołali obraz cudownym, wieńcząc skronie Madonny darem ludu stolicy: pozłacaną wotywną koroną, i zaprosili Maryję do współrządów, nadając jej tytuł Patronki Stolicy i Strażniczki Polski (Custos Poloniae), co zostało odnotowane w akcie „Votum Varsaviae”. Na jego mocy Maryja otrzymała w stolicy pełnię władzy cywilnej, a także władzę wojskową obejmującą całą Rzeczpospolitą. Akt przekazania burmistrzowskich i marszałkowskich uprawnień Matki Łaskawej wyprzedził o cztery lata intronizację Maryi – Królowej Polski.

Dzień Przemienienia to także dzień PRZEMIANY na froncie. Naczelny Wódz, Józef Piłsudski, podpisuje rozkaz kontrofensywy znany jako „Rozkaz do przegrupowania” – jest to plan operacji zaplanowanej na 15-18 sierpnia. Ma odwrócić katastrofalny bieg wydarzeń.

Zbyt późno, ale przygotowywano pierwszą linię obrony Warszawy: okopy i zasieki. Miasto pustoszało. Wszyscy byli przekonani – a raczej powszechnie było wiadomo – że bolszewicy lada dzień wejdą do stolicy. Misje przedstawicielskie i alianckie wyjechały. Urzędy i poselstwa zagraniczne ewakuowano do Poznania. W stolicy pozostali tylko nuncjusz apostolski ks. Achille Ratti, późniejszy Papież Pius XI, i przedstawiciel Turcji.

Pomimo ufności i głębokiej wiary w pomoc Opatrzności Bożej panika i lęk wkradają się do serc.

Niedziela, 8 sierpnia, trzeci dzień nowenny to dzień publicznych modlitw z generalnym rozgrzeszeniem i Komunią Świętą – zgromadził nieprzebrane rzesze nie tylko w świątyniach. Ludzie modlą się, klęcząc wokół kościołów. Krakowskie Przedmieście jest całkowicie wyłączone z ruchu.

Tego dnia nie docierają na plac Zamkowy odgłosy bolszewickiej kanonady od strony Pragi. Jest zagłuszana dobywającymi się z tysięcy ust pieśniami, którymi Warszawa błaga swą Patronkę o ocalenie.

Pod kolumną Zygmunta ustawiono ołtarz polowy z relikwiami bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa. Wieczorem, po zakończonej adoracji, ciągną na plac Zamkowy wielotysięczne pochody. Wincenty Witos wspominał: Olbrzymie tłumy ludności chodziły z procesją i chorągwiami przez dwa dni po ulicach Warszawy, śpiewając pieśni i prosząc Boga o zwycięstwo.

Generał Maxime Weygand, członek misji francuskiej, napisze: Podziwiałem, w owym sierpniowym 1920 roku, z jaką żarliwością naród polski padł na kolana w kościołach i szedł w procesjach po ulicach Warszawy. Ja nigdy w życiu nie widziałem takiej modlitwy, jak w Warszawie.

Warszawy bronić będzie ochotnicza 5. Armia gen. Hallera, która zdaniem gen. Tuchaczewskiego była najsłabsza co do układu jednostek i najsłabsza duchowo. Trudno się temu dziwić – w jej szeregi trafili prosto ze szkolnych ławek szesnasto i siedemnastoletni gimnazjaliści i harcerze. Ale nie ma innego wyjścia, po prostu brakuje doświadczonych żołnierzy z wojennym stażem. Zaczynają się pierwsze walki o przyczółek stolicy, Radzymin, odległy od Warszawy o blisko 16 kilometrów.

Następnego dnia, w piątek (13 sierpnia), za siódmym razem udaje się bolszewikom zdobyć Radzymin i zająć okoliczne wioski. Warszawa jest już na wyciągnięcie ręki! Bolszewicy nie posiadają się z radości, widząc majaczące w oddali białe wieże soboru Aleksandra Newskiego usytuowanego w sercu Warszawy – na placu Saskim. Na wiadomość o zajęciu Radzymina uszczęśliwiony komisarz wojny Lejba Bronstein (vel Lew Trocki) wyrzekł słynne: 16 wiorst i… Jewropa!

Nikt nie ma złudzeń. Tylko cud może wyrwać z rąk bolszewików zajęte pół Polski i ocalić jej stolicę. Dla zaistnienia cudu trzeba dobrowolnej ofiary, trzeba żertw ofiarnych…

Oto dwóch równolatków, ksiądz kapelan Ignacy Jan Skorupka (lat 27), warszawianin, i żołnierz – porucznik Stefan Pogonowski (lat 26), łodzianin, świadomie przygotowują się do tej roli. Ich dobrowolna ofiara młodego życia za wolność Polski zostanie przyjęta.

Ich wybraństwo i misja zostaną uwierzytelnione publicznym ukazaniem się Bogurodzicy w chwili ich śmierci. Dzięki temu ich irracjonalne zachowania zostaną właściwie odczytane jako wypełnienie powierzonego przez Opatrzność zadania.

Przez 93 lata młodzi ludzie byli przedstawiani jedynie jako bohaterowie. Nowe fakty weryfikują i zmieniają ocenę ich czynów. Dziś postrzegamy ich zachowanie nie jak brawurę, lecz odważne, konsekwentne i heroiczne wypełnienie woli Bożej. Ujawniona heroiczność cnót wskazuje, że obaj zasługują na chwalebny tytuł Sług Bożych.

14 sierpnia, sobota, wigilia Wniebowzięcia NMP. Bolszewicy powtarzają manewr gen. Paskiewicza z czasów Powstania Listopadowego. Uderzają na Warszawę od strony Pragi, atakując Ossów i Leśniakowiznę. Akcja zapowiada się bezproblemowo – linia polskiej obrony to ochotnicy, z których wielu nie brało jeszcze udziału w żadnej bitwie.

O godz. 3.30, 79. brygada z potężnym okrzykiem: „Ura! Dajosz Warszawu” rozpoczyna natarcie! Po 2,5 godzinach jest już wiadomo, że ta potyczka, nawet nie bitwa, jest tryumfem bolszewików i za parę godzin bolszewicy przez Turów i Ząbki wejdą do stolicy.

O godz. 5.00 gromady śmiertelnie przerażonych ochotników wycofują się. Nie ma sposobu, by zmusić ich do posuwania się naprzód. Wtedy podbiegł do dowódcy ppor. M. Słowikowskiego ks. Ignacy i prosił o zgodę na przejście z ostatniej (właściwej dla kapelana linii) do linii pierwszej, by „iść razem z żołnierzami i wziąć udział w tej bitwie”. Słowikowski wyraził zgodę i ksiądz ruszył obok niego.

Ogień nieprzyjaciela wzmagał się. Szereg biegnących w tyralierze zaczynał się łamać. Widząc to, ks. Skorupka wybiegł przed ochotników i znalazł się na pierwszej linii. Wznosząc w jednej ręce krzyż, drugą wskazując kierunek natarcia, z okrzykiem „Za Boga i Ojczyznę” biegł, zagrzewając młodocianych żołnierzy do walki. Nikt nie zauważył, kiedy zginął. Ale ten niezauważony moment śmierci księdza stał się punktem zwrotnym starcia pod Ossowem.

Niedziela, 15 sierpnia, uroczystość Wniebowzięcia.

Jest głęboka noc, straże bolszewickiej 27. Dywizji wyraźnie widzą łunę świateł nad Warszawą – mają przed oczami prawie osiągnięty cel wielomiesięcznej marszruty! Od zajęcia stolicy Polski, „Paryża Wschodu”, dzieli ich już tylko czas nocnego wypoczynku.

O godzinie pierwszej w nocy porucznik Stefan Pogonowski, lekceważąc otrzymane rozkazy, samowolnie podejmuje atak na Zamostki Wólczyńskie i Wólkę Radzymińską, dopuszczając się czynu, po ludzku sądząc, absolutnie niezrozumiałego! Trudno przypuścić, by doświadczony legionista z sześcioletnim stażem wojennym mógł ot, tak sobie zlekceważyć rozkaz dowódcy, gen. Żeligowskiego! Nie było tajemnicą, co spotyka żołnierza, nawet oficera, za niewykonanie rozkazu – sąd polowy i… kara śmierci. Szturmując Wólkę Radzymińską, porucznik w żaden sposób nie mógł wiedzieć, że „atakuje najczulsze miejsce armii bolszewickiej, centrum głównej arterii nieprzyjacielskiego ruchu naprzód”.

Nagły atak ludzi Pogonowskiego wywołuje popłoch wśród śpiących i niespodziewających się niczego bolszewików, tym bardziej że na nocnym niebie ponad atakującymi Polakami pojawia się postać Niewiasty „groźnej jak zbrojne zastępy”, Jej szeroki granatowy płaszcz powiewa na wietrze, odcinając się smugami światła od czarnego nieba. Osłupieli ze grozy bolszewicy widzieli, jak Niewiasta odrzuca ich pociski, które eksplodują tam, gdzie znajdują się ich odwody! Ogarnięci panicznym strachem, uciekają na łeb, na szyję, porzucając tabory, działa i amunicję.

Po zjawieniu się Bogurodzicy sytuacja na froncie zmieniła się diametralnie. Marszałek Piłsudski tak ją opisuje:

Wydawało mi się, że jestem gdzieś we śnie, w świecie zaczarowanej bajki. Nie rozumiałem właściwie, gdzie jest sen, a gdzie prawda!

Czy śniłem wtedy, gdy jakaś zmora dusiła mnie jeszcze tak niedawno swą nieprzepartą siłą ustawicznego ruchu, zbliżającego potworne łapy do śmiertelnego uścisku gardła, czy śnię teraz, gdy 5. dywizja swobodnie i bez oporu przebiega śmiało te przestrzenie, które jeszcze tak niedawno w śmiertelnej trwodze oddawały się nieprzyjacielowi? Gdzież jest [bolszewicka] 16. Armia? Gdy jechałem do Mińska, świadczyły o niej armaty, zostawione bez zaprzęgów i bez obsługi w polu, świadczyły o niej dość liczne trupy ludzi i koni obok szosy, świadczyła wreszcie ludność, która z zachwytem opowiadała mi, zatrzymując auto, gdy mnie poznawano, że bolszewiki uciekały w bezładzie i popłochu w różne strony!.

Maryja wysłuchała próśb swego ludu zanoszonych podczas wielkiej nowenny modlitewnej. Tak spełniły się słowa proroctwa Bogurodzicy przekazane Słudze Bożej Wandzie Malczewskiej 47 lat wcześniej. 15 sierpnia 1873 r. Matka Boża zapowiedziała: Uroczystość dzisiejsza wnet stanie się świętem narodowym, dla was, Polaków, bo w tym dniu odniesiecie zwycięstwo nad wrogiem, dążącym do waszej zagłady.

do góry

Zwycięstwo Matki Bożej

Dr Jarosław Szarek. Nasz Dziennik, 14.08.20255. Dziękujemy!

Triumf 1920 roku zawdzięczamy nie tylko wysiłkowi wojskowemu odrodzonego państwa, ale także mobilizacji modlitewnej Narodu

"Uroczystość dzisiejsza niezadługo stanie się świętem waszym narodowym, bo w tym dniu odniesiecie zwycięstwo świetne nad wrogami, dążącymi do waszej zagłady. To święto powinniście obchodzić ze szczególniejszą okazałością. Moją stolicę na Jasnej Górze powinniście otaczać szczególniejszą opieką i przypominać sobie dobrodziejstwa, jakie od Boga za moją przyczyną odebraliście i jeszcze odbierać będziecie, jeżeli się wierze św. katolickiej i cnotom chrześcijańskim i prawdziwej miłości Ojczyzny, opartej na jedności i braterstwie wszystkich klas, nie sprzeniewierzycie” – takie przesłanie Matki Bożej przekazała Wanda Malczewska, mistyczka, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w 1873 roku. Słowa te wypełniły się niespełna pół wieku później zwycięstwem nad bolszewizmem pod Warszawą w sierpniu 1920 roku, a trzy lata później tego dnia ustanowiono Święto Wojska Polskiego.

Sierpniowy triumf 1920 roku zawdzięczamy nie tylko ogromnemu wysiłkowi wojskowemu odrodzonego państwa, ale także mobilizacji modlitewnej Narodu skupionego wokół Matki Bożej i patronów Polski z bł. Andrzejem Bobolą na czele. Dopiero wobec śmiertelnego zagrożenia udało się wyzwolić społeczne zaangażowanie, które przełamało fatalny stan ducha Narodu. Wspominał o tym ks. abp Aleksander Kakowski: „Kiedy żołnierzyk polski bił się na czterech frontach z Niemcem, Czechem, Rusinem, Moskalem i Litwinem, Warszawa balowała, hulała, topiła się w rozpuście; prowincja szła w ślady stolicy”. Adam Grzymała-Siedlecki zauważał ten fatalny stan Narodu, tworzony wtedy w większości przez ludzi „mówiących po polsku i tylko po polsku mówić umiejących, przypisanych siłą rzeczy do obywateli Rzeczypospolitej Polski, ale latami niewoli i z niewoli płynących skutków – niedorosłych jeszcze do uczuć patriotycznych”. To o nich Eugeniusz Małaczewski pisał: „Oni sprawę wiekuistą, jaką jest Polska, mierzą spadkiem lub zwyżką waluty”.

Murem przy żołnierzach

Przezwyciężenie takich postaw stało się warunkiem zwycięstwa nad bolszewikami. Temu też służyły działania podjęte na początku lipca 1920 roku, kiedy powołano Radę Obrony Państwa skupiającą przedstawicieli wszystkich politycznych partii, a wkrótce Armię Ochotniczą. Na jej czele stanął gen. Józef Haller, który w wydanej odezwie wzywał, „aby ustała lekkomyślność, zabawy, huczne hulanki, a cała Rzeczpospolita, aby była jednym obozem obronnym”. I to się udało w następnych tygodniach. Nie było środowiska, które nie odpowiedziałoby na ten apel. Pierwsza stanęła młodzież, ochoczo zaciągając się do wojska i struktur wspierających armię. Jednocześnie rozpoczęto modlitewny szturm do nieba. W liście do żołnierzy Wojska Polskiego ksiądz biskup polowy Wojska Polskiego Stanisław Gall podkreślił, iż „dzisiaj cały naród murem stanął przy was, modlitwy Kościoła Bożego idą za wami przed tron Chrystusowy. Modlą się za was wszyscy, kapłani polscy i lud polski, i starzy, i młodzi, i dziatki polskie, a modlitwa to broń potężna”. W dniu wyjazdu biskupa Galla na front siostry wizytki z Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie przekazały mu pamiątkowy sztandar Serca Pana Jezusa z 1861 roku. Słysząc, jak wiele dawał widok sztandarów Serca Jezusowego żołnierzom francuskim, i będąc przeświadczonym o prawdzie słów marszałka Focha: „Zwyciężyłem, bo modliła się za mnie cała Francja” – siostry wizytki złożyły w darze cenny sztandar, oświadczając, że towarzyszyć będą mu błagalne modły, ofiarowane Komunie św., pokuty i ekspiacje, „na co tylko ich maleńkość zdobyć się może”. Z kolei ks. kard. Aleksander Kakowski wydał list do kapłanów archidiecezji warszawskiej. Polecał w nim, szczególnie na prowincji, we wszystkich parafiach tworzyć komitety parafialne pomocy nad rodzinami walczących na froncie. Kapłanów wzywał z kolei do zgłaszania się na kapelanów wojskowych oraz nakłaniania wiernych do wypełnienia wezwań zawartych w odezwie „Do broni” gen. Hallera. Na apel biskupów odczytany we wszystkich kościołach miliony Polaków na kolanach, przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, wznosiło błagalne suplikacje, a po odmówieniu pacierzy kończono śpiewem „Serce Jezusa, ucieczko nasza, / Zlituj się, zlituj nad ludem Twym. / Ku Tobie ślemy błagalny głos: Ach odwróć od nas karania cios”. W kościołach powszechnie zamawiano Msze św. w intencji żołnierzy i Ojczyzny.

Jeden duch niech będzie wszystkich

W niedzielę 11 lipca 1920 roku na Jasnej Górze ponad sto tysięcy wiernych ślubowało bronić Ojczyzny do ostatniej kropli krwi i wezwało rodaków, aby ten głos spod Jasnej Góry obleciał całą ziemię polską, wszystkie wsie i miasta, i niech do czynu obrony Polski cały naród zagrzeje”. W przyjętej odezwie stutysięczna rzesza apelowała o niewzruszoną jedność w obronie Ojczyzny, zaprzestanie walk partyjnych, poniechanie wzajemnych uraz. Z listem do Narodu wystąpił przeor Jasnej Góry, ojciec Piotr Markiewicz: „Jeden duch niech będzie wszystkich, jedna myśl, jedno serce: obronić naszą ukochaną ojczyznę, a da Bóg, że ją obronimy i Matka Najświętsza Częstochowska”.

Tymczasem z Warszawy już wyruszyły pierwsze kompanie pielgrzymkowe, aby dotrzeć na Jasną Górę na święto Matki Bożej Szkaplerznej 16 lipca i wziąć udział w uroczystościach odpustowych. Pielgrzymowano w intencji ubłagania opieki Królowej Korony Polskiej dla Ojczyzny i bohaterskich obrońców, a w wielu kościołach rozpoczęto całonocne adoracje przed Najświętszym Sakramentem, powszechnie odmawiano Litanię do Najświętszego Serca Pana Jezusa.

W poszczególnych diecezjach biskupi apelowali do wiernych, aby stanąć w obronie Ojczyzny. „Przy pomocy Bożej możemy się od tej klęski uwolnić i wroga na ziemię naszą nie wpuścić, jeżeli przestaniemy waśnić się i kłócić i staniemy ramię przy ramieniu, jak jeden mąż w obronie ognisk naszych z zagonów naszych. Kto nie chce, aby wróg deptał krzyże nasze, aby bezcześcił kobiety i dziewczęta nasze, aby nas tysiącami mordował i pogorzeliska szerzył, niech dopomaga dzielnemu wojsku naszemu i jego Naczelnemu Wodzowi” – wzywał z diecezji podlaskiej ks. bp Henryk Przeździecki. W liście do kapłanów Episkopat Polski pisał: „Świat współczesny, wyzbywszy się etyki chrześcijańskiej, popadł w rozstrój i zamieszanie. Aby ratować społeczeństwo, należy znów wprowadzić Boga we wszystkie dziedziny społecznego życia, skąd go wygnano”. Wobec zagrożenia niepodległości biskupi stwierdzali: „Zamiast tedy trwożyć się niepotrzebnie i szerzyć popłoch przez puste żale na złe czasy, złóżmy z ufnością wszystkie nasze obawy i troski w Boskim Sercu Jezusa i stamtąd czerpmy odwagę, wytrwałość i niezłomną nadzieję tryumfu!”.

Panie, ratuj nas, bo giniemy

W kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze Prymas Polski ks. kard. Edward Dalbor przewodniczył Mszy św., a Episkopat Polski złożył Matce Bożej w imieniu całego Narodu, „wszystkich wiernych synów Polski, hołd i pokłon: Obieramy Cię na nowo naszą Królową i Panią i pod Twoją przemożną uciekamy się obronę”. Jednocześnie dokonał Aktu Poświęcenia Najświętszemu Sercu Jezusa całego Narodu. W odczytanym tekście wzywano: „Panie, ratuj nas, bo giniemy. I jak niegdyś, wyciągnąwszy prawicę, jednym słowem uspokoiłeś burzę, tak oddal Panie teraz od nas grożące nam niebezpieczeństwo”. Wobec coraz poważniejszego zagrożenia metropolita warszawski ks. kard. Aleksander Kakowski zarządził, aby podjąć nabożeństwa błagalne za przyczyną bł. Andrzeja Boboli, patrona Polski, i bł. Władysława z Gielniowa, patrona Warszawy. Od Przemienia Pańskiego, czyli od 6 sierpnia, do Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, 15 sierpnia, w warszawskich kościołach przy wystawionym Przenajświętszym Sakramencie odmawiano litanie do Najświętszego Serca Pana Jezusa, do bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa.

Warszawa pogrążyła się w modlitwie, która przybrała szczególny wymiar w niedzielę 8 sierpnia, kiedy to późnym popołudniem po trwających całą niedzielę adoracjach z wyznaczonych kościołów ruszyły procesje z kapłanami na czele na plac Zamkowy, gdzie wobec nieprzebranych rzesz wystawiono relikwie bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa. Tamtej niedzieli w intencji Polski modlono się również w Rzymie. „Nie tylko więc miłość dla Polski, ale miłość dla Europy całej każe nam pragnąć połączenia się z nami wszystkimi wiernych w błaganiu Najwyższego, aby za orędownictwem Najświętszej Dziewicy, Opiekunki Polski, zechciał oszczędzić Narodowi Polskiemu tej ostatecznej klęski oraz by raczył odwrócić tę nową plagę wycieńczonej przez upływ krwi Europy” – podkreślał Ojciec Święty Benedykt XV. W tych dramatycznych chwilach zwrócili się do niego polscy biskupi z prośbą o kanonizację bł. Andrzeja Boboli, co poparł swym listem Józef Piłsudski, pisząc, iż odzyskanie niepodległości przypisujemy „możnemu wstawiennictwu naszych Świętych Patronów, a zwłaszcza Błogosławionemu Andrzejowi Boboli, w sposób szczególny czczonemu przez naród polski, który w nim położył swą ufność”.

Jeśli Bóg za nami, któż przeciw nam?

Tymczasem bolszewicy parli nadal do przodu, zbliżając się do Warszawy. Noc z 12 na 13 sierpnia dowódca Armii Ochotniczej gen. Haller spędził w nowej kwaterze w rektoracie Politechniki Warszawskiej. „Po przeczytaniu raportów wieczornych zasnąłem z gorącą modlitwą na ustach, z wiarą w pomoc Bożą i z wizją obrony Częstochowy z Jasnogórską Królową Polski, Matką Bożą, której Wniebowzięcie się zbliżało w dniu 15 sierpnia. Święto Wniebowzięcia pozostało mi w pamięci od najmłodszych lat odpustem w Kalwarii Zebrzydowskiej […]. Powziąłem więc decyzję z pełną wiarą, że Bóg da nam zwycięstwo w bitwie o Warszawę, którą to bitwę postanowiłem rozpocząć w wigilię święta Wniebowzięcia” – zapamiętał gen. Haller. Tego też dnia – 13 sierpnia – polski wywiad radiowy przechwycił depeszę sztabu Tuchaczewskiego nakazującą rozpoczęcie decydującego uderzenia na Warszawę, co przyspieszyło polskie kontruderzenie. Od tego momentu największa polska radiostacja prowadziła skuteczne zakłócenie bolszewickich komunikatów. Na ich depesze nadawane alfabetem Morse’a „nakładano” nieustannie tekst „Nowego Testamentu”.

Wtedy też wśród młodych kapelanów znalazł się ks. Ignacy Skorupka, który sam zwrócił się z prośbą, aby pójść na front z ochotniczą młodzieżą akademicką. Jego śmierć stała się symbolem polskiego zwycięstwa pod Warszawą w 1920 roku. Zainspirowała artystów – uwiecznili go na swych obrazach malarze: Roman Bratkowski, Jerzy Kossak, Bolesław Nawrocki, Stanisław Zawadzki. Pisarze poświęcili mu niejedno dzieło. Adam Grzymała-Siedlecki stworzył literacki obraz jego ostatnich chwil.

Zaraz po triumfie pod Warszawą i po zwycięskiej bitwie pod Komarowem, gdzie polscy ułani rozgromili konnicę Budionnego – ostatnich tak wielkich zmaganiach kawalerii w historii wojen, Ojciec Święty Benedykt XV wysłał, na początku września, list do polskich biskupów: „Nigdy bowiem nie wątpiliśmy, że Bóg będzie przy waszym narodzie, ile że tak świetnie w ciągu wieków religii się zasługiwał, a zapowiedzieliśmy publicznie obchody błagalne wtenczas, kiedy prawie powszechnie o ocaleniu Polski zrozpaczone, a wrogowie też ilością i powodzeniem odurzeni, to między sobą bluźniercze pytanie stawiali: Gdzie jest Bóg ich? Niech przeto lud Polski, nieustające składając Bogu dzięki, to przede wszystkim ślubuje i przyrzeka, że i nadal też bronić będzie pod kierunkiem swych biskupów wiary katolickiej, tak jak Ojczyźnie swej wolność wywalczył: nie ma obawy dla ludu chrześcijańskiego, gdyż jeśli Bóg za nami, któż przeciw nam?”.

Miesiąc później, na zwołanym w Poznaniu Zjeździe Katolików, zebrani, „korząc się przed Opatrznością Bożą w uczuciu głębokiej wdzięczności za odzyskaną wolność Polski”, postanowili ze społecznych składek zbudować pomnik „jako dziękczynne wotum Narodu”. Przybrał on kształt pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa poświęconego w 1932 roku przez Prymasa Polski ks. kard. Augusta Hlonda, który nawiązując do odzyskanej niepodległości, mówił wtedy: „Naród ślubuje w tym spiżu i kamieniu, że poprowadzi myśl Bożą poprzez wszystkie dziedziny życia, w myśli i czynie. Niech w duchu i mowie będzie Bóg! Niech przyszłe pokolenia będą wdzięczne, że cud się dokonał i że pokolenie, które cudu tego było świadkiem, tak jawne i tak piękne pozostawia ślady”.

Nadeszły ”czasy przewrotne”

Pomnik przetrwał jedynie do października 1939 roku, kiedy Niemcy od razu po agresji na Polskę zniszczyli dziękczynne wotum Narodu za cud zwycięstwa. Monument nie został odbudowany w komunistycznej Polsce i nie zdobyli się na to także Polacy po 1989 roku. Inicjatywa ta została zablokowana przez władze Poznania, a środowiska domagające się jego powrotu okazały się zbyt słabe, co wiele mówi o współczesnej kondycji duchowej Narodu.

Tymczasem Wanda Malczewska, która pozostawiła wspomnianą wizję zwycięstwa 1920 roku, w Wielkim Poście 1872 roku, uczestnicząc duchowo i fizycznie w cierpieniach Chrystusa, otrzymywała od Niego orędzia i wyjaśnienia, które stały się zapowiedzią mających nadejść wydarzeń: „Zbliżają się czasy przewrotne. Ojczyzna wasza będzie wolna od ucisków wrogów zewnętrznych, ale ją opanują wrogowie wewnętrzni. Przede wszystkim starać się będą wziąć w swe ręce młodzież szkolną i dowodzić będą, że religia w szkołach niepotrzebna, że można ją zastąpić innymi naukami. Spowiedź i inne praktyki religijne, kontrola Kościoła nad szkołami zbyteczna, bo ścieśnia myślenia ucznia. Krzyże i obrazy religijne ze sal szkolnych będą chcieli usunąć, aby te wizerunki chrześcijańskie nie drażniły żydów. Przez młodzież pozbawioną wiary zechcą w całym narodzie wprowadzić niedowiarstwo. […] Nauka bez wiary nie zrodzi Świętych ani bohaterów narodowych. Zrodzi szkodników – módl się o dobrą chrześcijańską szkołę”. I dzisiaj, wobec traconej niepodległości i zagrożeń nie mniejszych niż w 1920 roku, ale wprowadzanych już nie siłą militarną, ale innymi, nie mniej skutecznymi metodami, potrzebujemy modlitwy równie żarliwej co w czasie, gdy bolszewicy szli na Warszawę. Wtedy jej nie brakło, a tym samym opieki Matki Bożej, dzięki której przyszło zwycięstwo.

do góry